czwartek, 29 października 2015

To nie jest czas na chorowanie!

Przechwaliłam. Ledwo zdążyłam powiedzieć, że mnie nic nie bierze (wszyscy dookoła podziębieni, w tym mój kaszlący od dwóch tygodni P.), to tego samego wieczoru poczułam niepokojące drapanie w gardle. Dmuchając na zimne przegrzebałam szafki i udało mi się znaleźć cudem ocalałą saszetkę leku (podobno) walczącego z objawami przeziębienia. Od razu wstawiłam wodę i przygotowałam sobie ów specyfik. Rano niestety obudziłam się już z regularnym bólem gardła i głowy. Na szczęście nie mam kataru, ha!

W pracy wytrzymać nie dawałam rady, głowa pękała. Nawet po leki wyskoczyć nie mogłam, bo regionalny ponownie mnie zaszczycił swą obecnością. Najchętniej zwinęłabym się w biurze z kubkiem herbaty i jakoś dotrwała do końca zmiany, ogarniając robotę papierkową, bo trochę jej było. Niestety nie było mi to dane, a koniec końców wyszłam nawet później niż powinnam, bo swoje zrobić musiałam. Jakie szczęście, że tym razem mój tramwaj przyjechał chwilę po tym jak dotarłam na przystanek. Brawo mpk! Dojechawszy na przystanek docelowy przypomniałam sobie, że może jednak kupiłabym sobie jakieś leki. Po odwiedzinach w aptece już nic nie stało mi na przeszkodzie zagrzebania się pod kocem. Tak mi się wydawało. Przypomniałam sobie jednak, że wypadałoby coś zjeść, wszak śniadanie jadłam o 5:30, w pracy nie było na nic czasu, a teraz było już po 17:00. Hm, zupa jest, ale jak na złość trzeba było makaron ugotować. Przecież P. też by coś zjadł, też zaraz wróci z roboty..

Po skończonym obiedzie zaczął zarządzać: Tu masz koc, poduszkę, śpij! Obudziłam się po dwóch godzinach. Leki brałaś? No nie brałaś, przecież zasnęłam.. To zaraz dostałam kubek wrzątku w pakiecie z saszetką do rozpuszczenia i tabletką. Do tego wielką porcję herbaty z miodem i cytryną (ja bym nie wpadła na to..) Pij, szybko pij i spać! - zarządzał dalej.

A dziś pobudka o 6:00. Dostałam kolejną porcję rozgrzewającego leku. Jaki On jest kochany, pomyślałam. I w takich własnie momentach docenia się faceta..

A Wy jak? Nie dajecie się przeziębieniu, czy może i Was dopadło? Ja jednak mam nadzieję, że przejdzie mi tak szybko, jak przyszło, gdyż przede mną tydzień urlopu. Mam pewne plany, których nie zrealizuję leżąc pod kołdrą z gorączką..

sobota, 24 października 2015

#przysobocie

Brawa dla mnie. Wreszcie ruszyłam tyłek, wsiadłam na rower (tak na rower, niewiarygodne, lecz prawdziwe!) i nawet schowałam aparat do plecaka. Żeby tego było mało aparat nawet został użyty i to nie raz! Tak, tak proszę Państwa! Wreszcie robiłam zdjęcia. Wreszcie przypomniałam sobie czemu to tak uwielbiałam. Trochę zapomniałam oczywiście jak bawić się ustawieniami, zdjęcia nie są jakieś porywające (nie żebym kiedyś robiła arcydzieła), ale wiem, że mogę lepiej. Muszę znów trochę poczytać, pokombinować, popróbować.. Ale przede wszystkim naładować baterię, bo niedługo padnie.

A swoją drogą piękna jest ta nasza złoto-czerwona polska jesień (kiedy nie leje, nie jest szaro, buro i ponuro).

Zapytałby ktoś co spowodowało, że przypomniałam sobie o posiadaniu aparatu, a co lepsze, że przypomniałam sobie, że ów aparat służy (i to całkiem nieźle) do robienia zdjęć. Powodów jest kilka. Jednak najważniejszymi z nich są rozmowy z kilkoma osobami, ale przede wszystkim przeżywanie przez moją skromną osobę fascynacji, od dawna już znaną i lubianą, aplikacją o wdzięcznej nazwie instagram. 

poniedziałek, 19 października 2015

Wieczór z #agathachristie

"Romanse są, oczywiście, niezbędnym elementem życia, ale po co traktować je poważnie? Człowiek kocha, a potem wszystko przemija."
Agatha Christie, "Niemy świadek".

Nostalgiczny ten wieczór. Chyba ta pogoda tak negatywnie na mnie działa. Jak się nie dać temu pesymizmowi? Ktoś ma jakieś sprawdzone patenty?